Spisałem cechy księżniczek nie tylko dzięki latom nauki m.in o zaburzeniu narcystycznym, ale też obserwacjami takich kobiet. Wiele z postaw księżniczek można zauważyć też w internecie, w ich sposobie wypowiadania się, gestykulacji, mimice, podejściu do siebie i mężczyzn, ale i ich arogancji która tak bardzo wykrzywia relacje w fot. Adobe Stock Jak ja jej nienawidzę, rany boskie! – jęknęłam. – Wredna teściowa z dowcipów to przy mojej prawdziwe niewiniątko… Wiecie, co ostatnio ta zmora wymyśliła? Że w naszym pokoju jest zbyt ciasno, żeby wstawić łóżeczko, więc maleństwo będzie spało w wózku. – Przecież wystarczy, że wyniesiecie tę kolumbrynę – Agata wskazała wzrokiem na stojącą przy drzwiach ogromną szafę. – Nic z tego. Mamunia nie zgadza się na żadne przemeblowanie. Poza tym trzyma tu jakieś swoje szpargały, dzięki czemu może wchodzić do nas, kiedy tylko ich potrzebuje. Czyli średnio trzy razy dziennie. – Ale chyba puka? – spytała naiwnie Marzena. – Dobre sobie – wzruszyłam ramionami, a potem, naśladując ton głosu teściowej, zacytowałam jej ulubione hasło: – „To mój dom, a nie hotel!”. – Rany boskie, dziewczyno, jak ty to wytrzymujesz? – Właśnie nie wytrzymuję. Co mam zrobić? Zamordować ją? – Nie waż się – gwałtowanie zaprotestowała Agata. Czasem się zastanawiałam, jakim cudem mogę się przyjaźnić z kimś tak obrzydliwie rozsądnym i w dodatku kompletnie wypranym z poczucia humoru. – Ja na pewno nie będę odwiedzać cię w więzieniu – dodała. – A w psychiatryku będziesz? Bo czuję, że wkrótce tam trafię. – Nigdzie nie trafisz – mruknęła pocieszająco Marzena. – Gdyby jad twojej teściowej był aż tak toksyczny, to Konrad byłby wariatem. A chyba nie jest? – spytała cokolwiek niepewnie. Nie mogłam z nią wytrzymać Nie, mój mąż nie był wariatem, co rzeczywiście, zważywszy na to, czyim jest synem, mogło dziwić. Doskonale zdawał sobie sprawę, że mamusia jest trudna, jak o niej mówił, ale zupełnie nie miał pomysłu, gdzie, poza jego rodzinnym domem, moglibyśmy zamieszkać. Moi rodzice mieli wprawdzie spory dom, lecz na drugim końcu Polski, w dodatku w miasteczku, w którym poziom bezrobocia należał do najwyższych w kraju. Wyprowadzka z Warszawy oznaczałaby, że Konrad musiałby rzucić kiepską, bo kiepską, ale jednak stałą pracę w firmie kurierskiej. Ja przerwałabym studia zaledwie rok przed obroną dyplomu. Bez sensu. O wynajęciu choćby najmniejszej kawalerki nie mogliśmy nawet marzyć – cała pensja Konrada szłaby na czynsz, za co byśmy żyli? A teraz czekały nas jeszcze dodatkowe wydatki, bo za trzy miesiące mieliśmy zostać rodzicami. Nie planowaliśmy tego, lecz, jak to mówią w moich stronach, człowiek strzela, a pan Bóg kule nosi… Owoc tego wystrzału dał mi właśnie takiego kuksańca w żebra, że aż mnie zgięło. – Dobrze się czujesz? – zaniepokoiła się Marzena. – Dobrze to ja się będę czuła, jak ta jędza da mi spokój. – Nie mów tak przy dziecku – skarciła mnie Agata. Spojrzałyśmy na nią z Marzeną i parsknęłyśmy śmiechem. Choć mieszkałam u teściowej dopiero od roku, już mogłabym o naszym pożyciu napisać książkę w trzech tomach. Pierwszy składałby się ze złośliwych komentarzy, którymi mnie regularnie obdarzała – oczywiście zawsze pod nieobecność syna. Starałam się znosić je w milczeniu, ale czasem mnie ponosiło i wybuchałam. Wtedy Konrad po powrocie z pracy musiał wysłuchać rozpaczliwej tyrady mamusi, która serce otworzyła przed synową, przyjęła ją pod swój dach gołą i bosą, i co ją za to spotyka? Same pretensje i awantury. Ani goła, ani bosa nie byłam, w posagu wniosłam samochód marki peugeot rocznik 2009, prezent od chrzestnej, oraz lodówkę, którą teściowa oddała sąsiadom, bo po co nam dwie? – My dużo miejsca nie zajmujemy, to się jakoś razem w jednej lodówce pomieścimy – oznajmiła mi teściowa, wyznaczając nam w swoim starym polarze jedną półeczkę. Dostałam też wieszaczek na ręcznik w łazience i skrawek chodniczka w przedpokoju, żebym miała gdzie zostawiać buty. Bo w domu u teściowej buty zdejmowało się w progu („Podłogi świeżo lakierowane”) i stawiało je na chodniczku, wzuwając kapcie. Ale o tym napisałabym już w drugim tomie, zatytułowanym „Dziwactwa”. Otóż poza przesadnym dbaniem o podłogi teściowa bardzo dbała także o swoją urodę. W każdą sobotę, po tradycyjnych domowych porządkach, nakładała sobie na twarz tajemniczą maseczkę, której nie zmywała aż do wieczora. Twierdziła, że to właśnie jej zawdzięcza swoją nieskazitelnie gładką skórę. Za każdym razem, gdy to mówiła, miałam ochotę podsunąć jej pomysł, żeby wybrała się w końcu do okulisty – w dobrych okularach na pewno przejrzałaby na oczy… Gryzłam się jednak w język. Nie tyle z lęku, że szczerość mogłaby się obrócić przeciwko mnie, lecz ze zwykłej przyzwoitości, która nie pozwala na wytykanie wad ludziom obdarzonym nimi w nadmiarze. O włosy teściowa dbała bardzo, acz w dość niekonwencjonalny sposób: myła je rzadko („Te dzisiejsze szampony wywołują łupież”), za to bardzo się starała, aby nie wchłaniały nieprzyjemnych zapachów. Dlatego, na przykład, kotlety smażyła zawsze w nakryciu głowy. Dowolnym – wkładała to, co miała pod ręką. Tak, tak, wiem, że trudno w to uwierzyć. Ja sama, kiedy pierwszy raz zobaczyłam ją pochyloną nad patelnią w zimowej, wełnianej czapie w paski, odruchowo spytałam, czy ma problemy z uszami. Kiedy mi wyjaśniła swoją teorię („Zapach smażonego tłuszczu oblepia włosy i trudno się go potem pozbyć”), zrozumiałam, że rzeczywiście to nie uszy są jej problemem, lecz zupełnie inna część głowy. Wiem, jestem złośliwa, ale nie bez powodu. Trzeci tom mojej opowieści o teściowej poświęciłabym jej zaskakującym teoriom. Mama Konrada na każdy temat miała swoje zdanie i choćby było ono absurdalne do kwadratu, za żadne skarby nie dawała się przekonać, że jest w błędzie. Pół biedy, jeśli te teorie dotyczyły polityki, mody czy zdrowia. Twierdzenie, że skórzane buty najlepiej pastować smalcem, a gorączkę należy wygrzać termoforem, bardziej śmieszyły mnie, niż przerażały. Gorzej, gdy zaczęła się mądrzyć w kwestii swojego wnuka. Wizja, że moje maleństwo, które wkrótce przyjdzie na świat, będzie przez babcię pojone wodą z cukrem, przyprawiał mnie o dreszcze. – No przecież niemowlaki lubią słodkie. A twoim mlekiem pragnienia nie ugasi – upierała się teściowa i dodawała: – Właśnie. Najlepiej, żebyś jak najszybciej przestawiła dziecko na mleko prosto od krowy. Konradek takie pił i patrz, jaki wyrósł. Rzeczywiście, mój mąż jest wysoki i dobrze zbudowany. I od lat zmaga się z dokuczliwą alergią na produkty mleczne. A jeśli chodzi o teorie teściowej, nie miałam pojęcia, że istnieje jeszcze jedna: na mój temat… Ta rodzina była szalona Pora wspomnieć, że oprócz teściowej w domu był jeszcze teść. Choć właściwie tak jakby go nie było. Przez lata tłamszony przez swoją małżonkę, chyba całkiem się już poddał. Całe dnie spędzał w warsztacie, gdzie pracował jako mechanik. Wracał późno, jadł kolację i prawie od razu kładł się spać. Natomiast w weekendy jeździł do swojej matki do podwarszawskiego Piaseczna. Starsza pani mieszkała sama i na co dzień jako tako sobie radziła. Potrzebowała jednak pomocy w zakupach czy większych porządkach. Konrad wiele razy się martwił, że babcia jest coraz starsza i wkrótce potrzebna jej będzie stała opieka. Sugerował nawet rodzicom, żeby zabrali staruszkę do siebie, jednak jego matka ostro przeciwko temu protestowała. Oj, chyba nie za bardzo lubiła teściową! Wracając do teścia, nie wiem, czy kiedykolwiek usłyszałam z jego ust inne słowa niż: „Dzień dobry”, „Dobranoc” oraz „Dziś chyba nie będzie padać”. – Co za porąbana rodzinka – westchnęła Marzena, gdy zdarzyło jej się kiedyś zagadać do pana domu, który wyjątkowo otworzył jej drzwi. – Wiecie, co mi odpowiedział, gdy spytałam, czy wolałby wnuka, czy wnuczkę? – Że wolałby wnuka? – domyśliła się Agata. – Nie! Położył palec na ustach i wyszeptał: „Ciii”.– Teściowa spała, bał się, że ją obudzisz, a wtedy zaczęłaby jazgotać – wyjaśniłam. – Słuchaj, coś trzeba zrobić z tą twoją heterą. Bo rzeczywiście trafisz do wariatkowa – Marzena przypomniała naszą ostatnią rozmowę. – Może gdybyś miała na nią jakiegoś haka, dałaby ci wreszcie spokój. – Jakiego haka mogłabym mieć na teściową? – prychnęłam. – To kobieta bez skazy. Tyle że wyjątkowa zołza. – Zdziwiłabyś się – uśmiechnęła się koleżanka. – Każdy ma coś za uszami. – Przeważnie brud – podsunęła Agata, czyścioszka. – Nie tylko. Może ona ma jakąś wstydliwą tajemnicę, na przykład… kochanka. Omal nie spadłam z krzesła: – Ty się dobrze czujesz?! Ona i kochanek?! – krzyknęłam. – Przypomnij mi, gdzie pracuje? W Hali Mirowskiej? – Niedaleko hali, w takim niedużym warzywniaku. – Mam kumpla, który jest mi winien przysługę. Mogę go poprosić, żeby śledził twoją teściową przez parę dni. Chce zdawać do policji, to będzie miał małą wprawkę. Co ty na to? Pomysł Marzeny był głupszy niż najgłupsza teoria mojej teściowej, ale tak mnie rozbawiła myśl o jej potencjalnym kochanku, że wykrzyknęłam tylko: – Do dzieła! Spodziewałam się, że relacja kolegi Marzeny z efektów obserwacji będzie nudna jak brazylijska telenowela. Bo co mogła robić teściowa po wyjściu z pracy? Zajrzeć do pasmanterii, porozmawiać z sąsiadką, pogapić się na sklepowe wystawy? I rzeczywiście przez chwilę wydawało się, że mam rację. – Wyszła z pracy kilka minut po siedemnastej, w kiosku kupiła „Z biegiem dni”, potem chwilę postała na przystanku tramwajowym, po czym ruszyła na piechotę w stronę Dworca Centralnego – Marzena, nie kryjąc znudzenia, brnęła przez skrupulatne sprawozdanie przygotowane przez przyszłego stróża prawa, a chwilowo domorosłego detektywa. Ziewnęłam ostentacyjnie. – Osiemnasta dwanaście: obiekt podszedł do kasy numer sześć – nie poddawała się Marzena. – Kasa była zamknięta, ale obiekt tkwił przy niej, jakby na coś czekał. – Jaki obiekt, bo się zgubiłam? – spytała Agata. Zaczynałam mieć już dość jej drętwych komentarzy i w ogóle towarzystwa, ale Agata zaprosiła nas do siebie na spóźnione urodziny, więc siłą rzeczy musiała być też przy tej rozmowie. – Jaki obiekt? Latający – rzuciłam troszkę ze złością. – Głupia, to teściowa Iwonki jest obiektem – wyjaśniła litościwie Marzena Agacie. – Słuchajcie dalej. Osiemnasta dwadzieścia trzy: do obiektu podszedł mężczyzna. Zamarłam. – Jaki mężczyzna? – Jest jego opis. Wiek: 35–40 lat. Wzrost średni. Owłosienie głowy pełne, ciemny blond. Typ: podstarzały harcerzyk… Jest zdjęcie, ale widać tylko nogawkę i kawałek buta. – No to mamy kochanka. Super! – ucieszyła się Agata. – Obiekt rozmawia z mężczyzną – czytała Marzena. – Mężczyzna podaje obiektowi jakąś kartkę, po czym odwraca się i oddala w stronę ruchomych schodów. Osiemnasta trzydzieści trzy: obiekt rusza w stronę przystanku tramwajowego… Dalej nie ma nic ciekawego. – Obiekt wrócił do domu i zrobił mi awanturę o źle umytą kuchenkę – dopowiedziałam epilog pasjonującej obserwacji. – A widzisz, nawet takie przyzwoite zołzy mają swoje tajemnice – podsumowała Marzena. – To co, ciągniemy śledztwo czy odpuszczamy? – O nie, trzeba kuć żelazo, póki gorące! – krzyknęła Agata. Tym razem wyjątkowo się z nią zgadzałam. Przez kilka dni nie spotykałam się z dziewczynami. Ja kułam do sesji (chcąc zdawać w zerówkach), Agata miała grypę, a Marzena nowego faceta, któremu poświęcała cały wolny czas. Wreszcie się umówiłyśmy, lecz w ostatniej chwili odwołałam spotkanie, bo niespodziewanie zadzwonił Wojtek. Ta jędza dobrze sobie wszystko wymyśliła Wojtek to mój starszy o 12 lat brat. Mieszka w Stanach, jest rzeźbiarzem i bardzo rzadko wpada do Polski. Tym razem braciszek jechał do Mediolanu na jakąś wystawę i przy okazji postanowił odwiedzić rodziców. Miał przesiadkę w Warszawie, pomyślał więc, że to dobry pretekst, żeby podrzucić młodszej, a przy tym ciężarnej siostrze amerykańską wyprawkę dla malucha. Zaprosił mnie na obiad do restauracji. Wpadłam do środka spóźniona, bo była jakaś awaria i nie jeździły tramwaje. Wojtek już na mnie czekał. Ledwo go poznałam. Kiedy ostatnio się widzieliśmy, wyglądał jak hipis, miał długie włosy, brodę i lennonki. Teraz przywitał mnie krótko ostrzyżony i gładko ogolony, elegancki mężczyzna. – Widzę, że posłuchałeś mojej rady i zacząłeś nosić soczewki kontaktowe – pochwaliłam go. – Widzę, że ty też mnie posłuchałaś i zaczęłaś więcej jeść, chudzielcu kochany. – roześmiał się i z czułością położył rękę na moim brzuchu. – Już od dawna nie jestem chudzielcem – westchnęłam. – Daj buziaka, braciszku, bo strasznie się za tobą stęskniłam. To była prawda, bardzo kochałam Wojtka i chętnie mu to okazywałam. Podczas tego naszego krótkiego spotkania także nie szczędziłam dowodów miłości – a to pogłaskałam go po (wreszcie gładkim) policzku, a to chwyciłam za rękę, przy pożegnaniu zaś mocno wyściskałam. Tego dnia Konrad wrócił z pracy, kiedy już spałam, więc nawet nie miałam okazji pochwalić się spotkaniem z bratem. Zamierzałam to zrobić nazajutrz, ale uprzedziła mnie… teściowa. Ledwo Konrad wszedł do domu, mamusia zarządziła rodzinną naradę w dużym pokoju. – Coś się stało? – spytał mój mąż, kiedy siedliśmy przy stole. Teść przycupnął na fotelu, a teściowa stała pośrodku pokoju, niecierpliwie przestępując z nogi na nogę. Czułam, że kroi się coś niedobrego. – Stało się – teściowa zwróciła się do syna. – Tylko się nie denerwuj, bo to nie twoja wina. To ona. – rzuciła oskarżycielskim tonem pod moim adresem. – Ale co? – skuliłam się. – Może nam wszystkim powiesz… – zmrużyła oczy, a jej kurze łapki prawie połączyły się z brwiami – czyje to dziecko?! I wycelowała paluchem w mój pokaźny brzuch. Poczułam, że maleństwo ze strachu chowa się za żebrami, jakby czuło, że potrzebuje tarczy, która ochroni je przed niezrównoważoną babcią. – Jak to czyje? Moje i Konrada – odparłam drżącym głosem, zerkając na męża. – Taaak? Na pewno? – syknęła teściowa, a potem wypaliła: – Od początku czułam, że ktoś inny maczał w tym… palce. – O co chodzi, mamo? – spytał zdezorientowany Konrad. – A o to! – rzuciła na stół żółtą kopertę, z której wysypały się jakieś fotografie. – Zobacz, jak zabawia się twoja żona, podczas gdy ty ciężko pracujesz. Mleko się wylało. Konrad sięgnął po zdjęcia i przez chwilę przeglądał je w milczeniu. Zerknęłam mu przez ramię. Zobaczyłam siebie wtuloną w Wojtka, jego rękę na moim brzuchu, nasz siostrzano-braterski pocałunek. – Skąd mama ma te zdjęcia? – wyszeptałam wstrząśnięta. To jednak spory szok, dowiedzieć się, że ktoś nas szpieguje i fotografuje. – Aha. Myślałaś że jesteś taka sprytna. Ale ja cię przechytrzyłam. Wynajęłam detektywa, który zdobył dowody twojej perfidii, ty… ty… Podczas kiedy teściowa szukała odpowiednich słów na określenie mojej proweniencji, ja skupiona byłam na swoim dziecku, które coraz gorzej znosiło tę sytuację. Miałam wrażenie, jakby mój brzuch zamienił się w nadmuchany balonik, którym ktoś mocno potrząsa. – Czy to nie Wojtek? – spytał Konrad, podsuwając mi zdjęcia. – Tak, był wczoraj w Warszawie, zaprosił mnie na obiad. – Mamo, to jest brat Iwonki – westchnął mój mąż. Teściowa gwałtownie zbladła. – Jak to brat? Przecież go widziałam, był na waszym ślubie. Tamten przypominał łachmytę spod dworca, a ten tutaj… – Ty jędzo – po raz pierwszy nie zdążyłam ugryźć się w język. Zerwałam się z krzesła, ale natychmiast opadłam, bo zakręciło mi się w głowie. Kolor twarzy teściowej w mgnieniu oka zamienił się z białego jak mąka w czerwony jak barszcz ukraiński. Na szczęście mój czujny mąż skupił się na mnie, a nie na niej. – Kochanie, dobrze się czujesz? – zatroszczył się. – Nie za bardzo… Zanim przyjechało wezwane przez Konrada pogotowie, stało się coś, czego w życiu bym się nie spodziewała. – Dość tego – wrzasnął teść, podrywając się z krzesła. – Nie pozwolę ci więcej znęcać się nad tą biedną dziewczyną – to było do teściowej, a potem zwrócił się do nas: – Pakujcie się. – Tata ma rację, trzeba spakować rzeczy do szpitala – pisnęłam cichutko. – Nie, pakujcie wszystko – zarządził teść. – Przeprowadzacie się do mojej mamy. A ona zamieszka z nami. – Czyś ty postradał zmysły? – oburzyła się teściowa. – W życiu się na to nie zgodzę. Twoja matka ma okropny charakter. – I bardzo dobrze. Będziesz miała równą sobie partnerkę. – warknął tata Konrada i opadł na krzesło, wyraźnie zmęczony tą tyradą (nie sądzę, żeby przez całe swoje małżeństwo powiedział tyle słów naraz). W tej chwili odezwał się dzwonek domofonu, anonsujący pogotowie, które zabrało mnie z tego zwariowanego domu. Wbrew obawom nie urodziłam ani tego dnia, ani następnego. Moje dziecko rozmyśliło się i jeszcze przez jakiś czas pozostało w najbezpieczniejszym miejscu na świecie. W tym czasie jego tata razem z dziadkiem zorganizowali przeprowadzkę i kiedy Teoś przyszedł w końcu na świat, czekało już na niego wygodne łóżeczko w maleńkiej kawalerce w podwarszawskim Piasecznie. Cieszyła nas ta lokalizacja: było na tyle blisko, żeby Konrad mógł dojeżdżać do pracy, i na tyle daleko, żeby ta zołza… żeby babcia nie miała ochoty na częste odwiedziny. Dziewczyny wpadły do nas, kiedy Teoś miał dwa tygodnie. Agata chciała go zobaczyć, za to Marzena pochwalić się Romanem, nowym ukochanym. – Jest naprawdę przystojny – pochwaliłam go szeptem, niemal do ucha Marzenie. Nie wiem, czy Roman to usłyszał, za to usłyszała Agata. I podchwyciła temat. – Jasne, że przystojny. Bardzo podobny do babci. Spojrzałyśmy na nią wstrząśnięte. Do jakiej babci? Roman? Co ona wygaduje?! – Agatka, o kim ty mówisz? – spytałam czujnie. – No jak to o kim? O Teosiu. – Jest podobny do babci?! Myślisz, że chciałabym widzieć teściową we własnym synu? – Nie do niej, a do twojej mamy – wskazała wzrokiem stojące na regale zdjęcie moich rodziców. – Ma taki sam uśmiech. Chyba po raz pierwszy w życiu serdecznie uściskałam Agatę. Naprawdę fajnie jest mieć takie przyjaciółki. Więcej listów do redakcji: „Mój synek zmarł, gdy miał niecały roczek. Teraz o mały włos nie straciłam drugiego dziecka”„Urodziłam syna, gdy miałam 19 lat. Jego ojciec powiedział, że ma inne plany na życie i nas zostawił”„Moja siostra to pasożyt. Rodzice wychowali lenia, któremu nie chce się iść do pracy, bo... mało płacą”

nie daj się manipulować – toksyczna teściowa często gra – świadomie lub nieświadomie – na Twoim poczuciu winy. Może sięgać po broń w postaci cichych dni, płaczu, narzekania na swój stan zdrowia, ale bądź nieugięta. Pokaż, że Ci przykro, ale Twoja decyzja nie podlega dyskusji. słuchaj swojej intuicji – zazwyczaj ona nie

Najlepsze treści 1 Nauczyciel dokonuje cudu i usuwa klątwę 2 Kto patrzy na Boga, zyskuje siłę i wolność 3 Opóźnienie nie jest odmową, lecz próbą 4 Dziś święto Matki Bożej Anielskiej Porcjunkuli 5 Dziesięciokrotny spadek liczby aborcji w Polsce po wprowadzeniu przepisów pro-life 6 Jasna Góra: zakończyła się Góralska Pielgrzymka do Królowej Polski 7 Bohaterskie Siostry narażały życie, by walczyć o przyszłość innych po wojnie 8 Nancy Pelosi wylądowała na Tajwanie - napięcie między USA i Chinami największe od dekad 9 Rosyjski atak rakietowy pod Czerwonogrodem, w pobliżu granicy z Polską 10 Ksiądz z młodzieżą jadą na rowerach na Przylądek Północny. Po pokój dla Ukrainy 11 Brazylia: Rozdzielono bliźnięta syjamskie połączone mózgami 12 Drugi raport ws. pedofilii: większość sprawców niespokrewniona z ofiarą 13 Chińskie MSZ: nasza armia nie będzie "bezczynnie siedziała", jeśli czołowa polityk z USA odwiedzi Tajwan 14 "La Repubblica": Czubajs źle się poczuł na Sardynii i trafił do szpitala 15 W. Brytania: Sąd przeciw podtrzymywaniu życia 12-latka z poważnym uszkodzeniem mózgu
Byłam u psychologa to on mi powiedział że mam i miałam narcyza egoiste pozbawionego empatii. Czytam dużo, słucham filmików z tej tematyki by zrozumieć co robi narcyz z ofiarą i co się z nią dzieje. Małymi kroczkami poruszam się do przodu. Być może było wspomniane, że narcyzi uzależniają ofiarę od siebie.

Nigdy nie spotykasz swojej teściowej w dniu, w którym jesteś dobrze książki powinien zawierać słowo świekra, a nie teściowa, bo historycznie teściowa to matka żony, a matkę męża w języku polskim nazywano świekrą (świekruchą). Dziś powszechnie zarówno matkę żony, jak i męża nazywamy teściową, dlatego pozostanę przy tej bardziej popularnej, choć nieprecyzyjnej lat temu ze zdumieniem zauważyłam, że w przestrzeni publicznej istnieje cała masa mniej lub bardziej niewybrednych żartów o teściowych i one w zdecydowanej większości dotyczą matki kobiety, a nie matki mężczyzny, a przecież jeśli się przyjrzeć dynamice rodzinnych relacji, to konflikty pomiędzy synową a jej teściową, czyli świekrą, powodują znacznie więcej zniszczeń niż te na linii zięć i jego teściowa. Jednak z jakiegoś powodu jego matka jest na tym polu bardziej chroniona niż jej matka. Niektórzy dopatrują się tu tabu, które zabrania śmiać się z tej, która urodziła syna, bo wciąż w wielu kulturach stawia się tę kobietę wyżej niż tę, która powiła pierwsza to wprowadzenie do tematu, pokazanie stereotypów dotyczących relacji między synową a teściową oraz sytuacji, w których konflikt pomiędzy tymi dwiema kobietami negatywnie wpływa na relacje rodzinne. Zobaczymy tu, jak można mieć radykalnie odmienne spojrzenia na tego samego mężczyznę. Gdy jedna kobieta widzi w nim partnera, a druga przede wszystkim swoje dziecko, konflikt wydaje się nieuchronny. Te zupełnie różne perspektywy bardzo silnie go Początek konfliktuPoznajesz mężczyznę, spędzacie razem coraz więcej czasu, jesteś nim z wzajemnością zafascynowana i po jakimś czasie nadchodzi ten moment – poznajesz jego matkę... Ta już pierwszym spojrzeniem taksuje cię w sposób, który nie pozostawia złudzeń – to nie będzie sympatyczny wieczorek zapoznawczy. Ona nie zamierza zawracać sobie głowy poznawaniem ciebie, bo dobrze zna takie jak ty... Ale to dopiero początek i choć sytuacja wydaje się jasna, ty się przymilasz i udajesz, że nie widzisz, co jest grane. To tak, jakby mysz próbowała uśmiechem lub komplementem wpłynąć na zmianę planów obiadowych głodnego kota, który już trzyma ją w zębach. Piękny uśmiech myszy, jej nienaganne maniery, schludne futerko czy nawet kawałek sera przyniesionego w prezencie będą marnymi argumentami w takich okolicznościach, a ich wpływ na zmianę kocich zamiarów będzie raczej roli grzecznej dziewczynki i cichej myszki nie pomoże też i tobie. Im wcześniej zdasz sobie z tego sprawę, tym większy będziesz miała wpływ na to, co się wydarzy i jak będą wyglądać te relacje. Ale zanim cokolwiek zrobisz, zanim zaczniesz się zbroić i przygotowywać do ostrej walki, ważne, abyś jak najlepiej zrozumiała, co tak naprawdę dzieje się na poziomie emocji – zarówno twoich, jak i teściowej. Wbrew obiegowym opiniom ona nie jest wcale zaślepiona niezdrową miłością do syna, a jej celem nie jest zniszczyć ciebie. Jeśli nie zadasz sobie trudu, by zobaczyć w niej człowieka z całą paletą wad i zalet, obaw i nadziei, to nigdy się nie dogadacie. Jeśli nie dostrzeżesz w niej kogoś podobnego do siebie, nie zobaczysz zwyczajnej kobiety pełnej emocji i zwykłych ludzkich potrzeb, to niebawem obie zaczniecie traktować się jak najwięksi wrogowie. Choć prawdopodobnie przy twoim partnerze, a jej synu, obie będziecie udawać i zachowywać nie zmienisz schematu zachowań, to niestety nie masz co liczyć na zasady _fair play_ – gra idzie o najwyższą stawkę i wszystkie chwyty będą dozwolone. Oczywiście tylko po jej stronie – ty będziesz miała znacznie bardziej ograniczone instrumentarium. Nie, nie jesteś wcale taka bezbronna i prawdopodobnie podniesiesz rzuconą ci przez jego matkę rękawicę. Czasem zastosujesz te same zagrania, które obserwowałaś w kontaktach twojej matki z babcią, matką ojca. Innym razem pokażesz teściowej, że jesteś od niej lepsza albo że perfekcyjnie dbasz o jej syna. Być może będziesz ostentacyjnie ją ignorować albo zaangażujesz innych w ten jest możliwe, począwszy od zaprzyjaźnienia się, aż do takiej eskalacji napięcia, która zniszczy twój związek i zakończy się rozwodem lub poważnymi zaburzeniami nastroju zaangażowanych w konflikt osób. Jak się potoczą wasze losy, będzie w ogromnej mierze zależało od tego, czy masz silne poczucie własnej wartości, od wzorców, jakie wyniosłaś ze swojej rodziny, siły twojej miłości do partnera, jego dojrzałości, dojrzałości emocjonalnej twojej teściowej i wielu innych prawdopodobne, że na początku większość synowych (lub na tym etapie jeszcze potencjalnych synowych) położy uszy po sobie i zdecyduje się na uległość. Ta często przechodzi potem w pasywną agresję – złośliwość, docinki, unikanie kontaktu. Kobiety szybko się tego uczą, bo podświadomie czują, że otwarta agresja wobec „jego matki” może obrócić się przeciwko nim, tym samym pogarszając relację z między jego partnerką a jego matką jest stary jak świat. I zaczyna się, nawet jeszcze zanim spotkają się po raz pierwszy. Dwie kobiety, jeden mężczyzna. Obie go kochają i obie chcą dla niego jak najlepiej, jednak w rezultacie bardzo często zatruwają życie nie tylko sobie nawzajem, ale też ukochanemu mężczyźnie oraz całej rodzinie. Ta książka została napisana po to, żebyś świadomie unikała błędów w tej relacji i żebyś umiała czerpać z tej relacji jeśli nie maksymalną satysfakcję, to przynajmniej uniknęła największych frustracji i Aktorzy trójkąta dramatuTytuł rozdziału sugeruje, że jesteście aktorkami na scenie, ale przecież aktorzy tylko udają uczucia i wypowiadają napisane przez autora sztuki słowa. Ani ty, ani ona nie czujecie się aktorkami. Wami targają prawdziwe emocje i nie będzie tu miejsca na próby, powtórki czy dublerów wynajętych do tych najbardziej niebezpiecznych scen. Chociaż okoliczności waszych relacji chwilami przypominają operę mydlaną, to jest reality show, w którym o nagrodę główną walczycie tak zawzięcie, jakby dla obu była to gra na śmierć i głównych aktorów w tym dramacie jest troje. Trzeci jest ON – Wielki Brat, który ciągle patrzy, ale czy wszystko widzi? Nigdy nie wiadomo, jak zareaguje, jak oceni, jakie kolejne zadanie wyznaczy. To, czym ONA może zarobić dodatkowe punkty w jego oczach, nie zawsze jest tym samym, czym TY możesz przechylić szalę na swoją stronę. Starasz się ugotować idealny rosół czy zrobić perfekcyjne schabowe, ale to kuchnia jego mamy bywa zwykle niedoścignionym też zastosować metaforę sportową – jesteście jak pięściarki. W jednym narożniku stoisz ty, PRETENDENTKA, a naprzeciw ONA – obrończyni tytułu Najważniejszej Kobiety w Jego Życiu. Jeśli ON jest niedojrzały emocjonalnie, jego zachowania rzadko lub nigdy nie są asertywne, całe życie starał się być tylko dobrym synem i unikał sytuacji, które mogły zdenerwować lub rozczarować jego mamę, to w obecnej sytuacji będzie jak niedowidzący sędzia na ringu. Taki, który nigdy nie ma przekonania, kto był lepszy, ale na wszelki wypadek faworyzuje obrończynię tytułu, choć wydaje się, że sympatyzuje z pretendentką (ale tylko wtedy, gdy obrończyni tytułu tego nie widzi...).Na początku wcale nie zależy ci na spektakularnym nokaucie. Nie chcesz tylko żenująco upaść na deski. Myślisz nawet, że najfajniej byłoby wygrać minimalnie na punkty. Lata płyną i choć oczywiście nadal cieszy cię każdy punkt przewagi, to jednak zżera cię chęć, by kiedyś zasmakować ostatecznego zwycięstwa. To nie jest sprawiedliwa walka, nawet jeśli na początku miałaś nadzieję, że jest. Po kilku latach nie masz już złudzeń co do obiektywizmu sędziego. Mimo że często przymyka on oko na ciosy obrończyni tytułu lądujące poniżej twojego pasa, tobie nie daruje żadnego uchybienia regulaminu. Tobie nie tylko nie wolno jej ugryźć, choćby lekko – ty masz zakaz, choć niewypowiedziany wprost, pokazywania jej zębów...To dziwna gra, bo sędzia jest w niej jednocześnie waszym trofeum. Tylko że ON nie chce wcale tej walki, marzy o tym, żebyście się polubiły. Nie wie, dlaczego walczycie, nie rozumie tego, co dla was jest jak trofeum nie może stać na dwóch półkach jednocześnie, tak ON musi się zdeklarować, którą półkę woli – twoją czy jej. A on najchętniej by uciekł...Jak w operze mydlanej, tak i w waszym prywatnym dramacie lista postaci zaangażowanych w intrygę wydłuża się lub skraca zależnie od odcinka. Jedną z częściej występujących, ważnych, choć niezbyt aktywnych postaci jest jeszcze zwykle jego OJCIEC, czyli JEJ mąż – czasem jest to postać prawdziwie tragiczna. Zawsze wolał milczeć, niż walczyć o cokolwiek. Odpowiada mu sytuacja, kiedy o wszystko martwi się żona i to ona organizuje im obojgu życie. Często ma niewielki wpływ na to, co dzieje się w domu. Z czasem coraz bardziej zaczyna mu przeszkadzać, że ONA ciągle mówi o twoich – prawdziwych i nieistniejących – niedociągnięciach, potknięciach i wadach, szczególnie jeśli w głębi serca cię lubi. Niestety nie ma na to zbyt wielkiego wpływu, bo cokolwiek zrobi, będzie źle. Jeśli stanie w twojej obronie, jej gniew zwróci się w jego stronę, a tego nie chce za żadne skarby. Jeśli będzie ją wspierał i wytykał twoje wady, poczuje się jak zdrajca, więc nawet jeśli cię lubi, nie może tego okazywać przy niej. Nie może stawać w twojej obronie, bo za dużo by go to TY też wprowadzasz inne postaci na scenę: możesz aktywnie zaangażować własnych rodziców. Czasem ONA robi to samo – na przykład stawia ci za wzór idealną synową swojej przyjaciółki. Jeśli TY lub twój partner macie rodzeństwo, to na scenie robi się coraz tłoczniej. Zależnie od etapu waszego związku, liczebności waszych rodzin, liczby domowników i przyjaciół w tym konflikcie może przewijać się cała gromada innych postaci, ale i tak główne persony to wasza trójka. I jak to zawsze bywa w rodzinnym trójkącie dramatycznym, TY, ONA i ON często zamieniacie się rolami i każde z was na zmianę wchodzi w rolę Ofiary, Wybawcy i Prześladowcy (inaczej Napastnika).Przykład 1. Dramat w trzech rolachJest listopadowy wieczór, Dawid jedzie z pracy do domu. Nagle odzywa się jego telefon. Dzwoni jego mama Irena, aby poskarżyć się na to, jak nieuprzejmie potraktowała ją dziś Anna, jej synowa, a jego żona. O zdarzeniu z popołudnia Irena opowiada z perspektywy Ofiary, bo chce pokazać synowi, że jego żona jest jej Prześladowczynią. Chce tym samym, aby syn stanął po jej stronie i został jej Wybawcą. Jednak on odbiera narzekanie matki na swoją żonę jako kolejny atak na niewinną Ofiarę, jaką jest Anna, i wchodzi w rolę Wybawcy – ale nie matki, tylko żony. Usprawiedliwiając zachowanie Anny i sugerując, że matka przesadza lub jest przewrażliwiona, próbuje załagodzić sytuację, niestety taka sugestia jest odebrana przez nią jako atak. Irena podnosi głos, a za chwilę zaczyna płakać i żalić się, że nikt w tej rodzinie jej nie rozumie i nie jest po jej stronie. Robi więc z siebie Ofiarę, a z syna Napastnika, który właśnie ją zdradził, nie okazując lojalności. Oskarżając go o bezduszność i robiąc mu inne wyrzuty, Irena nagle się rozłącza. Zaatakowała syna w bardzo czuły punkt jak wytrawny Napastnik. Dawid czuje się Ofiarą – znowu został wciągnięty w kłótnię między żoną a matką i nie umie znaleźć dobrego rozwiązania problemu. Dojeżdżając do domu, jest wściekły na matkę, zasmucony tą sytuacją, ma wyrzuty sumienia i boi się rozwoju wchodzi do domu, wita go Anna i zaczyna opowiadać, jak skandalicznie zachowała się dziś jego matka. Dawid chciałby uniknąć tej rozmowy z żoną, ale jednocześnie wie, że jeśli nic nie powie, zostanie to odebrane przez Annę jako brak lojalności. Nie rozumie tego, ale przeczuwa, że teraz nastąpią kolejne zwroty akcji i wchodzenie w rolę Napastnika, Wybawcy i Ofiary – tym razem z jest tym wszystkim przytłoczony, czuje się jak Ofiara i pragnie, by to jego ktoś wybawił albo pomógł mu uciec. Niestety Anna na to nie pozwala i swoją opowieścią zmusza go do reakcji. Chce, aby się za nią wstawił, był jej Wybawcą. Dawid jest już sfrustrowany i zmęczony, więc mówi tylko: „Wiem, że się pokłóciłyście, mama już do mnie dzwoniła”, mając nadzieję, że kupi tym sobie trochę czasu. Niestety informacja o tym, że teściowa już się na nią poskarżyła, że jej mąż rozmawia o niej za jej plecami, że pozwala swojej matce mówić takie rzeczy o żonie – to wszystko uruchamia w Annie ogromne pokłady gniewu, bezsilności i strachu. Dlatego teraz Anna zmienia obiekt i przechodzi do otwartej ofensywy, atakując męża...W takim ciągłym tańcu pomiędzy tymi trzema rolami, na przemian wchodząc w rolę Napastnika, Ofiary i Wybawcy, znajduje się ogromna większość uczestników rodzinnych relacji, którzy mają pozabezpieczne style przywiązania. Trójkąt dramatyczny nazywany także, od nazwiska jego twórcy, trójkątem Karpmana, to symboliczny wzór powtarzalnych zachowań osób z silną, niezaspokojoną w dzieciństwie potrzebą uznania, współczucia i akceptacji. Istotą tego trójkąta jest nieuświadomione, automatyczne wchodzenie w trzy określone role: Wybawcy, Ofiary i Napastnika. Jak widać na przykładzie Ireny, Dawida i Anny, ta sama osoba naprzemiennie przyjmuje kolejne, następujące po sobie role. Każdemu z nas przydarzają się niemiłe sytuacje: kłótnie z partnerem, rodzinne sprzeczki, nieporozumienia z przełożonym lub jakieś zdarzenia losowe. Kiedy poczujemy się oszukani czy potraktowani niesprawiedliwie, mamy skłonność zaczynać grę, i od czasu do czasu wszyscy wpadamy w trójkąt dramatyczny. Nie jest ważne, jaką rolę najczęściej w nim przyjmujesz, bo aby gra się toczyła, uczestnicy przechodzą od jednej do drugiej. I pomimo ich wartościujących nazw w tym trójkącie nie ma żadnej dobrej roli. W grach psychologicznych wszystkie są destrukcyjne, bo każda z nich wzmacnia pozostałe i eskaluje grę, budując mur oddzielający nas od naszych bliskich, od prawdziwej bliskości, emocjonalnej intymności i wyrwać się z tego dramatycznego trójkąta, trzeba przede wszystkim nauczyć się rozpoznawać gry. Niektóre typowe symptomy gier psychologicznych to:– intensywność reakcji – kiedy ty lub inna osoba zachowujecie się i reagujecie na pytanie zbyt intensywnie, zamiast odpowiadać w sposób racjonalny;– tylko emocje – reagowanie bez używania logiki, w bardzo silnym pobudzeniu emocjonalnym;– przejmowanie zbyt dużej odpowiedzialności za cudze szczęście i samopoczucie;– niebranie odpowiedzialności za własne szczęście, za własne decyzje i cele;– poczucie, że wiesz lepiej, co czuje druga osoba, co chciała powiedzieć, co miała na myśli;– nieprzewidywalność i chaos w relacji;– dużo zachowań obronnych, szukania winnych, usprawiedliwiania się, atakowania;– dużo dzieje się tak w którymkolwiek z twoich związków, dobrze jest zrobić krok wstecz i zastanowić się, jak te gry psychologiczne mogły być wzmacniane przez twoje myśli i zachowania. Nawet ten prosty akt uznania własnego wpływu na dynamikę relacji umożliwi ci zastanowienie się, w jaki sposób możesz się inaczej zachowywać. Jest to klucz do wyrwania się z wzorca i rozpoczęcia zmiany rzeczy na lepsze. Na początek przyjrzyj się relacjom partnerskim ze swoimi rodzicami, rodzeństwem lub w pracy. Zwróć uwagę na te, które są burzliwe lub trudne. Potem możesz, oczywiście, patrząc przez pryzmat trójkąta dramatycznego, przyjrzeć się swojej relacji z teściową/synową. Na razie jeszcze ostrożnie, tylko z do zakupu pełnej wersji książki------------------------------------------------------------------------

Pogadaj z mężem i zadecydujcie o ograniczeniu kontaktów do minimum. Walczyć kobiecością. Twoja teściowa ma metodę polegającą na wzywaniu swojego syna do siebie przy każdym problemie? Jeżeli wiesz, że robi to specjalnie i mogłaby poradzić sobie sama albo wezwać fachowca, zastosuj skuteczną broń, jaką jest Twoja kobiecość.

Witam serdecznie wszystkich. Przychodzę tutaj na forum, ponieważ próbuję poradzić sobie z żalem i żałobą, jaka ogarnia mnie po rozstaniu z narzeczonym. Na wstępie wspomnę tylko, że mam 26 lat, a mój niedoszły mąż 28 (rocznikowo jest ode mnie rok starszy). Byliśmy ze sobą dość krótko, ale związek był bardzo intensywny. Poznaliśmy się w internecie, oboje byliśmy zdystansowani, chociaż ja chyba bardziej, bo strasznie unikałam przez długi czas relacji, zwłaszcza bliższej relacji z drugą osobą. Kiedy poznałam mojego byłego narzeczonego, przez chwilę obawiałam się jedynie, czy nie jest to kolejny napaleniec, który będzie czekał, aż mnie brzydko mówiąc "zaliczy" i po sprawie. Jednak już pierwszego dnia wymieniając się wiadomościami byłam pod ogromnym wrażeniem. Potrafiliśmy pisać na każdy temat, żadne z nas nie musiało szukać na siłę tematu, bo on pojawiał się sam, a wiadomości nasze były długie, nie lakoniczne. Każda ze stron była tym zachwycona, bo tego zawsze nam brakowało w relacja międzyludzkich. Bardzo długo myślałam, że traktuje mnie w kategorii koleżanka/dobra kumpela, nigdy w życiu kobieta do związku. Dlaczego? Kłania się tu moje niskie poczucie wartości i ogromne kompleksy. Część z nich już wyleczyłam, ale większość została i dalej mnie męczy, a dodam, że nie tyczą się jedynie wyglądu, ale również charakteru. Dlatego też przez cały czas nie dopuszczałam sobie myśli, że tak przystojny i zaradny facet mógłby być zainteresowany moją osobą i to tak na poważnie. Kiedy się spotkaliśmy byliśmy sobą jeszcze bardziej oczarowani. Okazało się, że mamy wiele wspólnego, między innymi podobną przeszłość, jeśli chodzi o związki i relacje, podobne zasady i wymagania w związku. Wydawałoby się niemożliwe. Podczas pierwszej randki przegadaliśmy kilka dobrych godzin, tematy nie kończyły się, więc nie było momentu rozczarowania się, że pisząc jest wszystko super, ale podczas spotkania zapada niezręczna cisza i nie wiadomo co dalej. Bardzo onieśmielił mnie, kiedy zdecydował się już wtedy mnie pocałować, a ja, nie wiedzieć czemu, nie broniłam się przed tym. Później chodziłam cała w skowronkach, że taki mężczyzna zainteresował się mną, pocałował, ba... Nawet kontynuuje znajomość, bo odezwał się i pisał dalej, gdzie wcześniej często po jednym spotkaniu, albo po kilku nawet, facet nie odzywał się do mnie i bez jakiejkolwiek wiadomości urywał kontakt. Tutaj byłam pozytywnie zaskoczona i nie mogłam w to uwierzyć, że on jest mną zainteresowany i nie w kategorii "kumpela". Bardzo szybko zdecydowaliśmy się być ze sobą, pisaliśmy całymi dniami, dzwoniliśmy do siebie wieczorami, gdzie po 2-3 godziny potrafiliśmy rozmawiać i żadne z nas nie chciało się rozłączyć. Spotykaliśmy się raz w tygodniu, najczęściej była to sobota, głównie przez pracę i brak czasu w tygodniu. Jesteśmy osobami wierzącymi, bardzo chcieliśmy żyć zgodnie z Bogiem, cały czas zapraszaliśmy go do naszego życia. Mimo iż każde z nas swój "pierwszy raz" miało za sobą, tak wspólnie uznaliśmy, że z "naszym" seksem chcemy zaczekać i jeśli damy radę, to wytrzymać bez tego do ślubu. Bywało trudno i ciężko, bo chemia między nami była niesamowita, ale dawaliśmy radę. Nie współżyliśmy ze sobą. Tak naprawdę patrząc na ten okres związku nie mam nic do zarzucenia, facet był wspaniały, cudowny, czułam się, jakbym mogła góry przenosić... Nie widział poza mną świata, potrafił przyjechać w środku tygodnia, w śnieżycę, z różą, tylko dlatego, że ja cierpiałam po wyrwaniu zęba. Nie mogłam dalej w to uwierzyć, że spotkałam taką osobę i codziennie dziękowałam Bogu, że to idzie w tak dobrym kierunku, że tak pięknie się rozwija. Żadne z nas nie naciskało i nie nalegało na jakieś deklaracje czy wyznania miłości. Cieszyliśmy się sobą, każdą wspólną chwilą i tym, jak potrafimy się dogadać. Nawet jeśli pojawiły się jakieś sprzeczki czy zgrzyty, wiedzieliśmy, że tylko rozmowa może nam pomóc. Więc rozmawialiśmy, mówiliśmy sobie otwarcie co nam przeszkadza, co nas boli, rani, irytuje, a po wszystkim szliśmy wspólnie za rękę do spowiedzi, która nas tylko dodatkowo zbliżała. Cała historia naszego związku zaczęła się w styczniu, natomiast w kwietniu padły pierwsze poważne słowa... Pamiętam jakby to było dziś, akurat też był to poniedziałek, przez cały dzień mój niedoszły mąż chodził smutny i pisał mi wiadomości pełne emocji. Wieczorem natomiast zabrał mnie, bym pomogła mu w pracy, po czym korzystając z ciepłego wieczoru wybraliśmy się na spacer, na którym powiedział, że mnie kocha. Na samą myśl w tej chwili serce bije mi jak oszalałe, dokładnie tak jak wtedy. Sama tak szybko nie wyznałam swoich uczuć, co później zostało mi to wypomniane, ale do tego jeszcze wrócę. Widział dobrze moją radość, szczęście, mimo iż zaszkliły mi się łzy. Myślałam, że ja śnię, że to nie dzieje się naprawdę... W międzyczasie pod koniec lutego zaczęliśmy planować wspólną majówkę. Ot po prostu, aby odpocząć, zwłaszcza, że żadne z nas nigdy nie miało prawdziwej majówki, więc bardzo cieszyliśmy się na ten pierwszy wspólny wyjazd. Ja jeszcze nie wiedziałam co się święci, jednak tego dnia, kiedy podjęliśmy decyzję o wyjeździe, mój niedoszły mąż zaczął planować coś jeszcze, a dokładniej... zaręczyny! (wiem, bo pytałam kiedy wpadł na taki pomysł). Chociaż zdradzał się kilka razy i przeszło mi przez myśl, że coś on knuje i planuje, kiedy np koniecznie chciał zobaczyć moją biżuterię, w której nie znalazł żadnego pierścionka, bo jedyny jaki miałam to nosiłam na palcu. Poprosił więc bym dała mu go, by sprawdził czy wejdzie mu na mały palec. Nie zgodziłam się, a następnego dnia i tak musiałam podać rozmiar, ponieważ chodził obrażony i bardzo smutny. Kilka osób sugerowało mi, że on może mi się oświadczyć, zwłaszcza, że zanim wyznał mi miłość, powiedział o tajemnicy, którą zdradzi mi na majówkę, ale kiedy wyznał mi miłość, uprzedzając pytaniem, czy pamiętam o tej tajemnicy, tłumaczyłam sobie "już nic więcej nie zaplanował" i tu się myliłam... Kilka dni przed wyjazdem dostawałam już dziwne wiadomości typu "ta majówka jeszcze bardziej nas zbliży, wszystko zmieni" i tego typu, ale dalej nie dopuszczałam do siebie myśli, że jednak on to zrobi. A jednak. Majówkę spędziliśmy w Kazimierzu Dolnym, wyjechaliśmy w piątek 30 kwietnia, a wracać mieliśmy w poniedziałek. Tego samego dnia mój niedoszły mąż zaplanował, że chce byśmy się zapoznali z rodzicami, bo jeszcze się nie znaliśmy. Oczywiście uzgodnił to wcześniej ze mną, ale tak jak już wspominałam, nie byłam świadoma tego co się wydarzy, więc zgodziłam się z przekonaniem, że przedstawimy się jako chłopak-dziewczyna, a nie narzeczeństwo. I tu zaczynają się schody... Ponieważ niedoszła teściowa jakby doznała szoku, nie mogła pogodzić się z tym, że o niczym nie wiedziała i nie została przygotowana na taką wiadomość. Owszem, wiedziała, że ma dziewczynę, spotyka się ze mną, nawet pytała czy coś planuje dalej (on to odebrał jako zachętę do zaręczyn, ale zabrakło rozmowy i bardzo możliwe, że źle odebrał) W każdym razie na początku relacje z moją niedoszłą teściową wydawały się być super. Mój były narzeczony wspominał mi, że marzy o tym, aby jego żona potrafiła usiąść i porozmawiać z jego mamą. Jego marzenie spełniło się już podczas pierwszego spotkania z rodzicami, chociaż nie byliśmy jeszcze małżeństwem. Jednak siedząc z jego mamą potrafiłam z nią normalnie porozmawiać, usłyszałam również pytanie, na kiedy planujemy ślub, więc grzecznie odpowiedziałam "za rok, może dwa. nie rozmawialiśmy jeszcze dokładnie, zależy od pandemii w kraju i finansów" po czym niedoszła teściowa powiedziała "po co czekać tak długo? pobierzcie się jak najszybciej". Ktoś by pomyślał, że nie mam czego się czepiać, prawda? Facet idealny, teściowa zachęca do ślubu, no żyć nie umierać... Do czasu... Prawdziwe kwiatki zaczęły się pojawiać, kiedy rozpoczęliśmy planowanie i organizację ślubu i wesela. Wspomnę tylko, że zarówno rodzice byłego narzeczonego, jak i moja mama mieli w większości finansować nasze wesele, a za niektóre sprawy mieliśmy płacić sami w miarę możliwości. Tak więc ruszyliśmy za wybieraniem sali, zgodziłam się, aby niedoszła teściowa jeździła z nami i pomagała doradzić, zapytać o coś, co nam by wypadło z głowy (faktycznie tak było), jednak zwracała uwagę na aspekty, które jak się okazało, nie miały największego znaczenia, ale przyznała się do tego po fakcie. Jednak mnie gdzieś dotknęło to, że kiedy jeździliśmy we trójkę z mamą, to nie miałam prawa usiąść obok narzeczonego, tylko z tyłu. Mama zawsze była pierwsza. Do pewnego momentu mój były narzeczony dostrzegał i rozumiał o co mi chodzi, potrafił rozmawiać ze mną na ten temat, wielokrotnie sam się skarżył, że jego relacje z rodzicami nie są najlepsze, opowiadał jak wielokrotnie nie chciał spędzać z nimi świąt, albo jak wymagają od niego wiele, po czym mówią, że i tak nic nie robi. Ja go przy tym cały czas wspierałam, dodawałam otuchy, kiedy trzeba było, to milczałam i po prostu byłam, przytulałam. Niestety, przyszedł moment kulminacyjny, czyli kłótnia syna z matką. Tutaj wspomnę tylko, że niedoszły mąż prowadzi razem z rodzicami biznes, jakim jest warzywniak. Tak więc kłótnia wybuchła w sklepie, z powodu... źle umytych okien i brudnych parapetów! Mama zapytała mnie, czy ja widziałam jak on mył te okna, a ja, nieświadoma tego, że to była prowokacja i sprawdzian, powiedziałam "nie wiem, bo zajęłam się towarem szczerze mówiąc". Jak się okazało później, teściową to uraziło, bo odebrała, że ja się nie interesuję sklepem i ich sprawami. Kłótnia ciągnęła się przez kilka dni, aż mój niedoszły mąż powiedział najpierw, że mam szukać dla nas mieszkania, a potem, że nie robi wesela, chce tylko wziąć ślub ze mną, świadkowie i tyle. Kiedy emocje trochę opadły zachęcałam go do rozmowy z rodzicami, aby przeprosić i wyjaśnić wszystko, bo nie ma co żyć w tak nerwowej atmosferze. Początkowo był bunt z jego strony, że jego mama taka jest i ona dalej będzie obrażona. Tak jakby kreował z niej wielką panią i królową, ale co do czego, to nie mijało się to z prawdą, bo sama teściowa uważała się za najlepszą we wszystkim. Docelowo umówiliśmy się na takie spotkanie z jego rodzicami, gdzie mieliśmy we dwójkę razem rozmawiać, a wyszło na to, że to ja zaczęłam, ja mówiłam, usłyszałam, że robię z siebie ofiarę (ponieważ powiedziałam, że zabolało mnie, jak nie znając mnie ocenili, że nie jestem osobą pracowitą i zaradną). Jakby tego było mało, niedoszła teściowa powiedziała, że jej syn szuka żony DOKŁADNIE takiej jak ona, jeśli nie będę ubierać się jak ona, mówić jak ona, sprzątać jak ona, gotować jak ona - to on zwyczajnie mnie rzuci. I o ile to mnie tak nie ruszyło, tak dotknęło mnie to, że jej syn nic się nie odezwał, nie stanął w mojej obronie, po prostu milczał i tą ciszą przyznał mamie rację. Później kiedy pytałam, dlaczego nic się nie odezwał, usłyszałam "nie będę Cię bronić, bo nie jesteś jeszcze moją żoną". Dotknęło mnie to tym bardziej, że kiedy od jego mamy słyszałam niezbyt miłe słowa na jego temat, to nie zastanawiałam się, czy jest moim chłopakiem, narzeczonym czy mężem - kocham go, więc serce podpowiadało mi, że nikt nie ma prawa złego słowa na niego powiedzieć, więc broniłam. W kwestii organizacji ślubu i wesela jego mama chciała o wszystkim decydować, krytykowała nasz pomysł z winietkami, czy też z personalizowanym pudełkiem na koperty, pokazując mniejsze. Kiedy skomentowałam, że do takiego koperty się nie zmieszczą, usłyszałam "zawsze można zgiąć w pół". Ręce mi w tym momencie opadły. Oczywiście kiedy przyszły zaproszenia również musiała skomentować, dlaczego wybraliśmy takie a nie inne. Brak akceptacji naszych decyzji. Jednak najlepsze jeszcze przed nami... Podczas tej nieszczęsnej rozmowy z rodzicami, teściowa sama zaproponowała czy może nie weźmiemy urlopu i nie pojedziemy gdzieś odpocząć. Niekoniecznie za granicę, po prostu gdziekolwiek. Sami tydzień później wyjeżdżali do Chorwacji, więc niby logiczne, że proponowała i nam urlop, mimo to byłam zaskoczona. Nie cieszyłam się zbyt długo, bo bardzo szybko powiedziałam do byłego narzeczonego, że pewnie i tak mama nie pozwoli nam jechać na wakacje. I jakże się nie myliłam! 5 lipca pojawił się pierwszy największy kryzys w naszym związku, kiedy to zdjęłam pierścionek i nie nosiłam przez jakiś czas. Tego dnia rodzice wracali z wakacji, a my mieliśmy ustalone już wcześniej plany. Wszystko szło po naszej myśli, aż nagle zadzwonił telefon z prośbą od mamusi, aby synek już wracał, bo ona jedzie do domu i niech przygotuje jej kawkę i mleczko do kawki... Co zrobił synek? Słowem nie wspomniał, że załatwia ze mną sprawy, tylko odwiózł mnie do domu i poleciał do mamy. Ja nie wytrzymałam, wybuchłam, on również, skończyło się na tym, że przywiózł obrączki, zabrał ode mnie swoje rzeczy i pojechał. Cisza. Dopiero we wtorek się odezwał, że przyjedzie porozmawiać i wyjaśnić. Zabrał z powrotem obrączki, powiedział, że nie ma już pieniędzy ani na nasz urlop, ani na wesele (chociaż niedoszła teściowa chwaliła się mojej mamie, że jest bardzo bogata). Rzucił hasłem, że trzeba przełożyć wesele ze względów finansowych, na co powiedziałam, że wesele w porządku, ślubu nie pozwolę przełożyć. Zakończyliśmy temat, uznaliśmy że wrócimy do tego, jak emocje opadną. Daliśmy sobie czas, jednak długo nie trwał, bo w czwartek przyjechał niespodziewanie do mnie, czym bardzo mnie zaskoczył i wiele udowodnił. Mimo to chłodno oznajmiłam, że bardzo mnie skrzywdził tym, że postawił swoją mamę ponad wszystko i na pierwszym miejscu, a mnie zwyczajnie olał, że doceniam jednak takie gesty i teraz będą liczyć się tylko czyny. Nie rozmawialiśmy tego dnia na poważne tematy, chociaż pytałam co dalej, ale czekałam cierpliwie, aż sam poruszy temat. W sobotę spotkaliśmy się, by ustalić jakiś plan działania i pracy nad sobą, oraz naszym związkiem. Jednak nie poruszyliśmy tematu ślubu. W niedzielę doszło do awantury między nim, a rodzicami, a dokładniej... Mieliśmy w planach pojechać poza miasto na festyn, aby trochę się rozerwać. Mój niedoszły mąż przyszedł do rodziców z pytaniem, czy może wziąć samochód osobowy (mają dwa busy firmowe, a osobówka jest rodziców, więc generalnie o nią zawsze pyta, o busa nie musi). Cisza. Po chwili ponownie zapytał, informując gdzie jedzie. Rodzice zapytali z kim on jedzie, odpowiedział, pojawił się jakiś dziwny bunt, ale generalnie brak odpowiedzi. Więc długo nie czekając wziął busa i przyjechał. Zanim dojechał to miał już 5 nieodebranych połączeń, kiedy oddzwonił, usłyszał pretensje "gdzie Ty pojechałeś?! Wracaj! Niczego nie ustaliłeś!" i generalnie próbowali ściągnąć syna do domu pod pretekstem uśpienia psa. Ja rozumiem gdyby mama była w domu sama, ale miała przy sobie męża i 200 metrów od domu zięcia, który mógł pomóc. Były narzeczony wyjątkowo postawił się rodzicom, zadzwonił, nie przyjechał, tylko został ze mną, a sam zdesperowany zaczął szukać mieszkania. Niestety, poszukiwania trwały trzy dni, bo czwartego już się poddał i zaczął informować, że trzeba przełożyć ślub, bo on tak zadecydował i koniec. Przyznam, że we mnie się zagotowało, tym bardziej, że nie próbował już rozmawiać, tylko chciał abym zaakceptowała jego decyzję, którą podjął sam lub z mamą, a powinien podjąć ją wspólnie ze mną. Atmosfera tak była napięta i wzajemnie się nakręcaliśmy, że w sobotę wysłał smsa do MOJEJ MAMY, w którym wypomniał, że ze mną nikt nie wytrzyma, bo mam okropny charakter i że nasz związek jest zakończony. Tak, w ten sposób zerwał ze mną zaręczyny. Na tą chwilę jedyny kontakt jaki z nim mam to mailowy, głównie przez sprawy firmowe, ale korzystając z okazji zapytałam jak on się z tym czuje. W sobotę wieczorem napisał, że męczy go sumienie i nie potrafi go wyciszyć, zaś wczoraj dostałam wiadomość "nie chcę Ciebie widzieć i słyszeć, nie chciałem na Ciebie patrzeć, dlatego tak to zakończyłem" I teraz pytanie, czy on mnie w ogóle nie kochał? Bo jak sobie wytłumaczyć, że zakochany mężczyzna, nawet pod wpływem emocji pisze takie słowa do kobiety, którą prosił o rękę.. Jeśli nie kochał, to po co wręczał pierścionek? Z góry przepraszam za tak długą wypowiedź i gratuluję wytrwałym, którzy przeczytają do końca. Dziękuję również za odpowiedź, pomoc, udzielone rady.

Kiedy urodziła się Agatka, teściowa oszalała na jej punkcie. Wpadała do nas codziennie. Pomagała mi przewijać małą, kąpać, ubierać… Po kilku miesiącach byłam już zmęczona tymi jej wizytami, bo chciałam czasem pobyć z córeczką sama, ale nie protestowałam. Przecież nie mogłam mieć pretensji do teściowej o to, że jest Wredna teściowaSkąd się bierze toksyczne zachowanie u teściowych?Cechy toksycznej teściowejJak radzić sobie z toksyczną teściową?Wredna teściowaTeściowa to wedle stereotypów najmniej lubiany członek rodziny. Jest ona matką Twojego partnera, więc z pewnością często uczestniczy w Waszym życiu. Często zdarza się, że to całkiem miła kobieta, która jest przyjaźnie do Ciebie nastawiona. Bywają także teściowe, jak z horroru. Kiedy można więc uznać, że matka Twojego faceta jest toksyczna i co robić w takiej sytuacji?Skąd się bierze toksyczne zachowanie u teściowych?Matki często niezwykle mocno przywiązują się do swoich dzieci. Chcą by realizowały one ich pasje, wykonywały podobny zawód i były szczęśliwe. Niestety zdarza się, że nie potrafią się one pogodzić z tym, że ich syn lub córka są osobami dorosłymi i mają nieco innego plany na życie. Toksyczna teściowa to z pewnością kobieta, która jest wciąż zazdrosna o swojego syna i być może boi się, że zostanie odrzucona lub zepchnięta na boczny tor, stąd nieustannie pojawia się w Waszym toksycznej teściowejKiedy możesz podejrzewać, że masz do czynienia z toksyczną kobietą, która w dodatku niezwykle utrudnia Wam wspólne życie?Masz wrażenie, że ona jest bardzo zazdrosna. Teściowa zachowuje się tak, jakbyście walczyły o jednego faceta? Mówi, że lepiej gotuje, a jej ukochany syn woli niebieski od zielonego i właśnie taki krawat powinien nosić? Wydaje Ci się, że nigdy nie popiera Twojego zdania i wciąż jest na Ciebie o coś do Was wpada i nie dopuszcza Cię do głosu. Rządzi się w Twoim domu i jest dla Ciebie niemiła? Czujesz się zmęczona i nieco zestresowana jej wizytami? Pamiętaj, że nie powinnaś się godzić na zachowania, które wyzwalają w Tobie negatywne emocje, zwłaszcza gdy jesteś w swoim Cię w swoich planach. Planuje, że syn przyjedzie do niej i zabierze Wasze dzieci? O Tobie jakby zapomina? Czujesz się więc źle, bo nie traktuje Cię jak członka chce po Tobie poprawiać. Mówi wprost, że jesteś złą kucharką lub źle wychowujesz dzieci. Lubi kiedy czujesz się gorsza i udowadnia sobie w ten sposób, że jej syn nie wybrał odpowiedniej na synu ciągłe wizyty. Masz wrażenie, że Twój partner wręcz boi się jej odmówić? Dzwoni i prosi go o pomoc niemalże codziennie? Obraża się i rzuca słuchawką, kiedy on nie ma dla niej czasu? Jeżeli mają miejsce takie zachowanie to już poważny sygnał, że należy działaćJak radzić sobie z toksyczną teściową?Niestety, ale walka z kobietą o ciężkim charakterze nie będzie należała do łatwych. Przede wszystkim musisz być stanowcza i nie dać się obrażać. Dobrze byłoby także, abyś w miarę grzecznie wyrażała swoje zdanie. Kiedy wpadniesz w furię i zaczniesz ją obrażać, to bądź pewna, że ona wykorzysta to przeciwko Tobie. Musisz nauczyć się panować nad emocjami, ale nie sprawiać wrażenia zastraszonej. Powiedz jej, że w Twoim domu panują Twoje zasady i przykro Ci, że ich nie respektuje. Porozmawiaj także z mężem i poproś go o wsparcie. Mów co Cię boli, ale nie próbuj odcinać go od matki. Czasami toksyczna teściowa wykorzystuje to, że zwyczajnie nigdy się jej nie postawiłaś. Kiedy w końcu to zrobisz będzie tak zaskoczona, że całkiem możliwe, że nieco się zmieni. Pamiętaj o tym, że nikt nie ma prawa traktować Cię jak kogoś gorszego i jeżeli to robi, to powinien liczyć się z tym, że zaczniesz go unikać. Pokaż więc teściowej, że nie masz nic przeciwko niej i cieszysz się, że dba o syna, jednak jeżeli nie zmieni podejścia do Ciebie to będzie musiała pogodzić się z tym, że widywać go będzie znacznie rzadziej, a Wasze relacje bardzo się ostudzą. Jeśli spodobał Ci się ten artykuł lub korzystasz z mojej wiedzy na swoim blogu lub stronie www to wstaw proszę u siebie link do źródła: Tagi: ⭐ teściowa robi z siebie ofiarę, teściowa manipulantka, jak poradzić sobie z toksyczną teściową, Joanna Lichocka (PiS) złożyła wniosek do sejmowej komisji regulaminowej o uchylenie immunitetu szefowi PO Borysowi Budce. Została pomówiona; 'Budka działał jak kierownik swoistej grupy zapytał(a) o 13:47 Przyjaciółka robi z siebie ofiarę, co robić? Dziś moja przyjaciółka wysłała mi test osobowości. Więc go zrobiłam i podzieliłam się z nią wynikiem. Ale wiedział że będę musiała się spytać jej o jej wynik. Z niechęcią to zrobiłam. Oczywiście zaczęła wysyłać mi ewidentnie sfałszowane wyniki. Robiące z nią depresantkę. Kilka dni temu gdy się spotkałyśmy również robiła z siebie ofiarę, a później wypisywała do mnie jak to ona mnie nie przepraszam bo coś powiedziała. Tylko ku*wa to brzmi i wygląda tak sztucznie że łapie mnie kur*ica na samą myśl spotkania z nią. W szkole nawet na mnie nie czeka aż wyjde z nią z klasy, a robiłyśmy tak zawsze. Takich sytuacji jest jeszcze więcej. Podsumowując: ona ma mnie w dupie i robi z siebie ofiaręCo zrobić? Nie chcę jej stracić, ale też nie chcę tak żyć z nią igPVaEa.
  • r5h13naws2.pages.dev/28
  • r5h13naws2.pages.dev/7
  • r5h13naws2.pages.dev/277
  • r5h13naws2.pages.dev/249
  • r5h13naws2.pages.dev/125
  • r5h13naws2.pages.dev/314
  • r5h13naws2.pages.dev/146
  • r5h13naws2.pages.dev/120
  • r5h13naws2.pages.dev/111
  • teściowa robi z siebie ofiarę